komitet.protestacyjny.dolnoslaskie@fssm.pl

  • 2019-02-28

NIENAWIŚĆ Z MOCY PRAWA

Po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza przelała się przez Polskę fala dyskusji dotycząca tak zwanej mowy nienawiści, która w gruncie rzeczy sprowadziła się do tego, że w wielu przypadkach zostało zakazane mówienie prawdy, uznając tym samym, iż tzw. polski papież Jan Paweł II mylił się absolutnie, nawołując Polaków, aby się prawdy nie bali, ponieważ ona ich wyzwoli. Piszę o tym dlatego, że istnieje pewien rodzaj mowy nienawiści, który chociaż uzyskał instytucjonalną twarz, pozostaje niedostrzeżony przez wszelakie media, ale też przez znaczną część polskiego społeczeństwa. Jest to mowa nienawiści kierowana do byłych funkcjonariuszy służb mundurowych, którzy mieli tego pecha, że się za wcześnie urodzili i swą chęć służby państwu i obywatelom zaczęli realizować w okresie dziś uznanym za totalitarny.

Prawicowe środowiska wywodzące się z dawnej „Solidarności” dawno już wybaczyły wszelkie przewiny zarówno Niemcom, jak i koalicjantom Stalina, którzy w imię własnych interesów wepchnęli Polskę w jego łapy. Jedynym środowiskiem, który do chwili obecnej obłożony jest polityczną i społeczną anatemą, jest środowisko emerytów mundurowych, których ustawą sejmową – i to dwukrotnie – uznano za przestępców najgorszego rodzaju, ponieważ nawet siedzący za najcięższe zbrodnie kryminaliści w sprawach emerytalnych mają lepszą sytuację, niż ci, którzy stali na straży prawa i porządku publicznego i po roku 1989 tychże kryminalistów łapali i sadzali za kratami.

Z nienawiści do wszystkiego, co w Polsce miało miejsce pomiędzy 1944 a 1989 rokiem, ludzie którzy z władzą PRL przy Okrągłym Stole zawarli  polityczne, ale i także dżentelmeńskie porozumienie, nagle doszli do wniosku, że w III RP żadne umowy nie muszą być dotrzymywane, zwłaszcza kiedy obowiązek ten dotyczy strony silniejszej. Efektem tego stało się myślenie kategoriami obowiązującymi w Polsce w latach 1944-1954, kiedy przeciwnik polityczny traktowany był jako niebezpieczny wróg, któremu należy albo odebrać wszelkie prawa, albo przynajmniej zredukować je do granic możliwości, bez zwracania uwagi na to, czy rzeczywiście jakieś wrogie działania prowadził i jakichś przestępstw się dopuścił. I tę swoją polityczną nienawiść realizowano wówczas przy pomocy politycznych prokuratorów i usłużnych władzy sędziów. Niestety, co mówię z wielką przykrością, podobne (aczkolwiek oczywiście nie tożsame) postawy widzę dziś w zachowaniu się świata sędziowskiego w przypadkach dotyczących represjonowanych przez PO-PSL (w roku 2009) i PiS (2016) emerytów i rencistów służb mundurowych, którzy chociażby przez jeden dzień figurowali na etatach mundurowych formacji uznanych przez PiS, PO i PSL za służące ponoć totalitarnemu państwu. Przypomnę, że jedyną partią, która zarówno w 2009 jak i 2016 zdecydowanie sprzeciwiała się przyjęciu tych zgoła bolszewickich ustaw, był Sojusz Lewicy Demokratycznej, który dziś z uwagi na historyczną konieczność, stał się ich koalicjantem w antypisowskiej opozycji.

Uchwalona w 2016 roku (niezgodnie zresztą z obowiązującym prawem) ustawa represyjna dawała represjonowanym możliwość odwołania się jedynie do Sądu Okręgowego XIII Wydział Ubezpieczeń Społecznych w Warszawie, z czego oczywiście każdy represjonowany skorzystał. Wszyscy ci, którzy od decyzji emerytalno-rentowych ZER MSWiA odwołali się do tego sądu, podnosili, że ten złodziejski akt prawny w sposób rażący łamie Konstytucję RP, a więc jego przepisy nie mogą mieć zastosowania i decyzje ZER MSWiA nie mogą mieć mocy obowiązującej. Odwołując się wyrażali swą naiwną wiarę w to, że kto jak kto, ale sędziowie tegoż sądu bez problemu dostrzegą to, co oni wiedzieli i czuli, nie mając (w zdecydowanej większościowi) żadnego prawniczego wykształcenia. I owszem nie mylili się, bo Sąd ten złamanie Konstytucji RP dostrzegł, czemu wyraz dał w uzasadnieniu swego zapytania prawnego skierowanego do Trybunału Konstytucyjnego, czy przepisy ustawy są zgodne z Konstytucją RP i obowiązującymi w Polsce przepisami międzynarodowych konwencji, czy też nie. I w treści tego uzasadnienia udowodnił, że ustawa ta Konstytucję i konwencje brutalnie złamała. To tak jakby sąd zgłosił do TK pytanie, czy zabójstwo prezydenta Gdańska nie naruszyło praw ustalonych w tej Konstytucji.

Następnie wykorzystując to pytanie i zdając sobie doskonale sprawę z jego dalszych konsekwencji, zawiesił rozpoznawanie wszystkich skierowanych przez represjonowanych spraw, co w oczywisty sposób doprowadziło do kolejnego naruszenia praw obywatelskich skarżących, wynikających z obowiązku rozpoznawania spraw bez nieuzasadnionej zwłoki i przeciwdziałania przewlekłości postępowania. Obowiązek ten wynika z art. 45 ust. 1 Konstytucji oraz z art. 6 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, a więc z najważniejszych hierarchiczne źródeł prawa.

Nie chcę wierzyć, że sąd formułujący to pytanie prejudycjalne, nie zdawał sobie sprawy z tego, iż organ mieniący się Trybunałem Konstytucyjnym nie będzie miał najmniejszego zamiaru, aby na pytanie to odpowiedzieć.

Ale to nie koniec sędziowskiej rozgrywki z represjonowanymi, bo nastąpiła jej kolejna odsłona, w której udział biorą też Sądy Okręgowe miejsca zamieszkania osób represjonowanych, do których na mocy postanowienia Sądu Apelacyjnego w Warszawie, kierowane są ich skargi na decyzje ZER MSWiA. Stało się tak, ponieważ warszawski Sąd Okręgowy zaczął kierować do Sądu Apelacyjnego wnioski o takie skierowania, cynicznie markując w ten sposób troskę o przeciwdziałanie nieuzasadnionej zwłoce i  przewlekłości postępowania. Piszę o cynicznym markowaniu działań, ponieważ sądowi temu musi być znany (tak przynajmniej sądzę) art. 177 § 1 pkt 31 k.p.c., który stanowi, że w przypadku pytania prawnego skierowanego do TK, każdy inny sąd rozpoznający tożsamą sprawę może zawiesić postępowanie, do czasu rozstrzygnięcia przez TK. Czyli kiedyś być może, ale nie koniecznie za życia represjonowanych. I sądy okręgowe, do których sprawy takie skierowano (np. w Świdnicy, sygn. akt VII U 56/19), z miejsca postępowanie zawieszają z uwagi na to prejudycjalne pytanie skierowane do Trybunału.

Tak to polscy sędziowie, którzy w TVN24 bez przerwy tokują o demokracji i praworządności, o wyższości Konstytucji nad ustawami, pokazują nam na czym ta demokratyczna praworządność w istocie polega. Pokazują represjonowanym, że na sprawiedliwość liczyć mogą jedynie wówczas, kiedy wicher historii zmiecie z politycznej sceny te wszystkie postsolidarnościowe partie, które na sztandary wyniosły bolszewickie hasła, że z prawa mogą korzystać tylko ci, którzy rządzą. I najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że ta nienawiść z mocy prawa znajduje zrozumienie w sędziowskim świecie.

www. janusz-bartkiewicz.eu